Niestety ostatnie tygodnie były bardzo niedogodne dla mnie. Czasu na rysowanie zostawało tak malutko, że najczęściej odpuszczałam sobie. Jeszcze kilka dni i koniec sesji (całe szczęście nie mojej, ja już swoją edukację zakończyłam na ten moment). To co mi zostało, to rysowanie przy kiepskim świetle wieczorami, a niestety oczy od tego dostają, zdjęć nie ma jak zrobić, więc dziś jedynie chciałam przedstawić ostatnie prace, jakie udało mi się dokończyć lub stworzyć od podstaw.
Ponadto mam nieco planów na przyszłość. Cały czas w mojej głowie roi się od pomysłów, chciałabym odejść trochę od realizmu i podejść do zwierzaków nieco bardziej ekspresyjnie. Ręka świerzbi (tak mam, kiedy głowa chce, a reszta nie może tworzyć), duszę się, bo taka codzienność to dla mnie zamknięta klatka. Strasznie brakuje mi sztalugi, przestrzeni i czasem wieczorem zapłaczę nad tym, ale trzeba sobie radzić. Dopóki sytuacja czaso-przestrzenna jest jaka jest, to otrząsam się i ślęczę nad blatem, a sztaluga kurzy się w piwnicy :)
czwartek, 29 stycznia 2015
środa, 14 stycznia 2015
Jak zacząć naukę rysunku
Czasem nachodzi nas myśl, że fajnie byłoby zyskać jakąś
pasję, coś, co by nas relaksowało, pomogło odnaleźć radość w codzienności. Wiele
osób, które myśli zamieniają w czyny może się zdecydować sięgnąć po ołówek, gdy
przypominają sobie jaką przyjemność przed pogonią za „normalnością” dawał im
rysunek.
Ja zaczynałam będąc „łysym bobkiem” (tak mnie określa
rodzina w tym nieprzychylnym okresie wczesnego dzieciństwa ;)). Nie wiem skąd takie ciągoty, niektórzy sądzą, że to geny, w każdym razie bardzo się cieszę, że tak
wyszło. Wtedy nie znałam zasad kompozycji, perspektywy, narzędzi poza ołówkiem
i kredkami i było mi po prostu dobrze z tworzeniem.
Mijały lata, a rysowanie było tym, co zajmowało mnie na
bardzo długo. Pamiętam jak będąc jeszcze w wieku przedszkolnym u babci w kuchni
usiadłam z ołówkiem i kartką przy stole i postanowiłam, że nauczę się rysować
konie. Zrobiłam zdaje się trzy portrety klaczy Magury i nie wydawało mi się,
aby dało mi to cokolwiek, a jednak. To wspomnienie mogłoby się łatwo zatrzeć,
gdybym nie była tak zawzięta i odpuściła. A jednak przekształciło się w coś, co
uważam za początek mojej drogi, która jeszcze się nie skończyła.
Dlaczego konie, nie mam pojęcia, może też geny ;) Zawsze
siedziały mi w głowie, później stały się pasją i chociaż nie jeżdżę konno już
trzy lata, nie ma dnia, żebym o koniach nie myślała. Połączyłam moje dwa
największe zainteresowania w jedno, dzięki któremu mogę być po prostu blisko
koni i blisko sztuki.
Być może uwielbiacie psy, koty, ptaki, cokolwiek, warto
sięgnąć po ołówek i spróbować swoich sił. Nawet jeśli efekty nie będą
zadowalające, na pewno przyniesie nam to relaks i być może wywoła uśmiech, a to
już dużo, biorąc pod uwagę obecne zwariowane czasy. Mając pod ręką tak łatwy,
tani, niekłopotliwy sposób na odstresowanie po ciężkim dniu, być może
zaoszczędzimy na terapeucie :)
Nie mam pojęcia jak to jest zacząć gdzieś w którejś z
dalszych części swojego życia, ale może się zdarzyć, że moje rady dla wielu z
Was będą trafione i pomocne.
Czy trzeba mieć talent, aby rysować? Wiecie od czego on
zależy, czym jest? Jest to po prostu większe zagęszczenie neuronów w danym
rejonie mózgu. Neurony te, ich sprawność, sprzyjają pewnym predyspozycjom.
Niegdyś istniała teza, że osoby, które mają ten „talent”
mają bardziej rozwiniętą prawą półkulę mózgu. Być może dlatego, że odpowiada
ona za widzenie przestrzenne- głębię, perspektywę. Nie wiem czy teza ta jest
aktualna i poparta badaniami, ale wiem, że takie ogólnikowe stwierdzenia są
dość często rozpowszechniane.
Wracając do talentu, można nauczyć się rysować bez niego?
Według mnie ten talent jest tymi predyspozycjami mózgu. Można się urodzić z
zagęszczeniem neuronów w danym miejscu mózgu i znakomicie liczyć, świetnie
rysować, mamy ułatwiony start, bazę, z której łatwiej nam ruszyć dalej.
Podobnie ze sportowcami, pewne osoby rodzą się z kodem genetycznym, który mówi
ciału o możliwościach odnośnie gibkości, szybszego metabolizmu, zawartości
tkanki tłuszczowej, której mniejsza ilość ułatwia uprawianie niektórych
sportów. „Przeciętny” człowiek mógłby o tym jedynie pomarzyć w fotelu przed tv,
albo ruszyć się i osiągnąć podobne rezultaty bardzo ciężką pracą, która na
pewno będzie trwała dłużej.
Nie chcę tu stwierdzać, że urodzony z predyspozycjami
człowiek siedzi sobie i samo wszystko do niego przychodzi, także musi ciężko
pracować, aby utrzymać się w formie, ale z dobrą bazą i startem zostawia z tyłu resztę.
Talent plastyczny to najzwyczajniej w świecie predyspozycja
do widzenia większej ilości rzeczy, niż przeważająca część społeczeństwa, to zupełnie
inne spojrzenie. I wiem, że każdy może się tego nauczyć, ale gdy zaczynamy bez
bazy dobrze, gdy mamy kogoś, kto może nam pokazać na co zwrócić uwagę.
Nie wiem czy moje neurony są szczególnie sprawne i występują
w tym kluczowym miejscu w większym natężeniu, wiem jednak, że ciężko pracowałam
i pracuję (choć to bardzo przyjemna praca). Były łzy, złość, krew nawet się
zdarzała, rozczarowanie. W niczym innym w swoim życiu nie miałam tyle
samozaparcia jak w twórczości artystycznej. W ciągu całej swoje drogi
natrafiłam na mnóstwo fajnych rad i sposobów radzenia sobie z problemami. Być
może i komuś one pomogą.
I w każdej chwili spędzonej z kartką i ołówkiem pamiętajcie,
że to ma być przyjemne, relaksujące, motywujące, a naszym celem jest robienie
tego coraz lepiej i lepiej, aby uzyskać z tego maksimum zadowolenia i radości,
których często po prostu za mało w naszym życiu.
- Rysujmy często, kiedy tylko znajdziemy okazję, luźno i bez stresu ;)
- Rysujmy z natury. Można wybrać się w plener, stworzyć portret swojego zwierzęcia, męża, ustawmy sobie łatwą kompozycję martwej natury- jest to najlepsze na doskonalenie techniki, wyrabianie dobrych nawyków i naukę patrzenia.
- Obserwujmy prace innych. Dobrym nawykiem jest chodzenie do muzeów, oglądanie albumów o sztuce. Jeśli nie, zawsze pozostaje Internet i portale typu Deviantart. Takie podglądanie kształtuje nasz własny styl, na zasadzie „tu zrobiłabym inaczej, zastosowała inną kreskę, kolor itd.”. Dodatkową zaletą obserwowania innych artystów jest to, że często rozwiązania problemów, jakie możemy napotkać dostajemy podane na tacy ;)
- Róbmy szybkie, swobodne szkice na dużym formacie (70x100cm). Ustalamy 15 minutowe ćwiczenia. To pomaga naprawdę, choć wydaje się niezwykle trudne, wszak 15 minut to strasznie mało. Uwierzcie mi, że dla oka i ręki to wystarczający czas, aby dzięki takim działaniom w dużym tempie ewoluować w swojej sprawności. Nie przejmujmy się niczym, rysujmy lekko i z rozmachem, starając się uchwycić tylko to, co dla nas najważniejsze. Niestety potrzebna jest tu sztaluga, ale być może ktoś miałby ochotę zastąpić ją ścianą, szafą czy czymś, co mu przyjdzie do głowy ;) Rysujmy na stojąco.
- Eksperymentujmy. Nie bójmy się nowych technik czy dziwnych pomysłów. Dlaczego nie wykorzystać kawy do malowania, soli przy akwareli? Można wszystko. Bawmy się tym co robimy, bo o to w tym wszystkim chodzi.
- Jeszcze moja uwaga odnośnie ołówka i rozmazywania. Mówi się, że to duży błąd rozmazywać ołówek. Uważam inaczej, zresztą kto może Wam tego zabronić? Spróbujcie, może znajdziecie zastosowanie w swojej twórczości. Ja przyznaję, że nie wystrzegam się tego piekielnego rozmazywania, jednak najczęściej stosuję jako bazę pod kolejną warstwę kreski. Używam do tego ręcznika papierowego, palców lub patyczka higienicznego. Wszystko zależy od upragnionych efektów.
- Pamiętajmy o czymś niezwykle ważnym, mianowicie dbajmy o oczy i kręgosłupy. Okulary, jeśli są konieczne, wygodna pozycja, ewentualne przerwy.
- Poszukajmy w sobie pokładów cierpliwości, wytrwałości, bo może nie być łatwo.
- Zwróćmy uwagę, że twórczość artystyczna ma być źródłem przyjemności. Mam nadzieję, że nikt nie znajduje się w sytuacji, w której od jego nauki rysunku zależy czyjeś życie. Bawmy się dobrze.
Jeszcze odnośnie narzędzi. Na sam początek wystarczą ze trzy
ołówki o różnej miękkości, węgiel w sztabkach/pałeczkach/kredce, kredki
rysunkowe typu sangwina i sepia, brystol, papier pakowy ewentualnie papier do
drukarki.
Powodzenia :)
piątek, 9 stycznia 2015
Suche pastele- jakie wybrać?
Sucha pastela to narzędzie, które może dać wiele radości
podczas tworzenia, a efekty nią uzyskane są jedyne w swoim rodzaju. Abyśmy
mogli w pełni korzystać z zalet tej techniki warto wybrać pastele dobrej jakości.
W większości przypadków zły zakup spowoduje zniechęcenie i zawód. Dlatego zanim
kupimy swój zestaw pasteli, poczytajmy opinie o poszczególnych firmach i
zdecydujmy, mając jakąkolwiek wiedzę w temacie. To tyczy się właściwie
wszystkich narzędzi artystycznych, nie kupujmy w ciemno, tym bardziej, jeśli cena jest niewielka.
Jeśli dopiero zaczynamy przygodę z techniką najlepszym
rozwiązaniem będzie zakup średniego zestawu- 24 lub 36 sztuk, abyśmy mieli możliwość
skorzystać z odcieni każdej barwy. Gdy zobaczymy jakie możliwości daje
narzędzie, sprawdzimy się w pasteli, dokupmy pojedyncze pastele komponując
własną gamę, która najbardziej odpowiada nam i tematyce, w której tworzymy.
Gdy zdecydowałam się, że zacznę naukę pracy z pastelą,
zakupiłam zestaw 24 sztuk firmy Kooh-i-Noor. Po ćwiczeniach, opanowaniu
techniki zaczęłam kupować po kilka sztuk sztyftów firmy Winson&Newton oraz
Renesans, aby mieć porównanie tych z nieco wyższej półki i niższej.
W prezencie od narzeczonego dostałam zestaw portretowy 30
sztuk firmy Rembrandt (Talens). Mając do dyspozycji taką kolekcję długo
kupowałam jedynie pojedyncze kolory W&N, K-i-N, rzadko Renesans. Kiedyś
wpadły mi w ręce sztyfty Mungyo, więc wybrałam kilka kolorów dla siebie.
Z racji tego, że kompletowanie swojej kolekcji jest zajęciem
wciągającym i właściwie nigdy się nie kończy, zakupiłam w sklepie 36 sztuk
pasteli Reeves. Ostatnim natomiast zakupem był zestaw 12 sztuk z gamy brązów
K-i-N.
Poniżej przedstawiam wspólne zestawienie pasteli:
Opowiem po krótce o tym, z czym się spotkałam i jakie są
moje spostrzeżenia na temat ważnego wyboru pasteli
Reeves 36 soft pastels
Zakupiłam ten zestaw w stacjonarnym sklepie plastycznym.
Cena była bardzo korzystna (32 zł), czytałam kilka dość dobrych opinii, a
sprzedawca zapytany przeze mnie o porównanie jakościowe powiedział, że są
podobne do K-i-N. Nic bardziej mylnego. Tych kredek nie można nazwać pastelami.
Jak dla mnie jest to po prostu kreda, nadająca się jedynie do smarowania po
chodniku i takie też zastosowanie u mnie znalazły. Nie polecam tej firmy,
należałoby się trzymać od tych kredek z daleka. Jakie są? Suche, kruche, słabo
napigmentowane, gruboziarniste, nie trzymają się papieru, nie wcierają w
kartkę, zostawiają znikomy ślad. Okropne! 1000 razy NIE dla tej firmy.
Mungyo
Koreańskie pastle o niskiej jakości i cenie. Mam tylko kilka
sztuk, więc nie będę się rozwodzić nad nimi. Generalnie służą mi gdzieś tam w
tle, aby zamalować większą powierzchnię. Dość mocno się sypią, trzymają papieru
może w 30%, są drobniej zmielone niż Reeves, ale nie na tyle, aby pracowało się
nimi w pełni komfortowo. Pigmentacja średnia, biel bardzo kiepska,
przybrudzona.
Renesans
Polska firma, której produkty należą do tych tańszych. Suche
pastele przez nią oferowane są tłustsze niż większość, zostawiają trwały, mocny
ślad, są dobrze napigmentowane, a ich gama barwna jest mocno przygaszona.
Przeważają zielenie i brązy- kolory ziemi, jest sporo różu i czerwieni. Ogólnie
rzecz biorąc są to pastele średniej jakości, raczej przy tej granicy mniej
korzystnej. Największą ich wadą jest to, że są bardzo kruche. Każde odklejenie
papierka, który dodatkowo jest mocno przyklejony, skutkuje pokruszeniem na
mnóstwo małych kawałeczków, więc po co je kupować? Noo może dla niektórych
kolorów, bo są ciekawe ;) Biel jest mocno kryjąca, na fakturowanym papierze
zakryje bez problemu jego pory. Mogę powiedzieć, że polecam, jeśli mamy możliwość
kupić gdzieś na sztuki kilka kolorów, aby porównać do reszty, zobaczyć jak nam
się rysuje, ale całego zestawu kupować raczej nie warto.
Kooh-i-Noor Toison D’or
Pastele najczęściej spotykane w naszym kraju, najłatwiejsze
do dostania, chyba w każdym sklepie plastycznym można kupić zestawy i na
sztuki. Posiadałam kiedyś jakiś mały zestaw tych pasteli, kiedy jeszcze nie
korzystałam z tej techniki. Ot takie tam urozmaicenie, bardzo rzadko po nie
sięgałam. Kiedy zakupiłam swój kolejny zestaw 24 sztuk i zaczęłam poważniej się
tym zajmować, doceniłam po raz kolejny dobrą jakość w stosunku do niewysokiej
ceny, jaką oferuje ta firma. Myślę, że jeśli ktoś zaczyna przygodę z pastelą,
to jest to godna polecenia firma. Poniżej jej jakości nie warto schodzić, jeśli
myślimy o kompletnym zestawie. Pigmentacja tych sztyftów jest bardzo dobra, są
one dość drobno zmielone, czasem zdarza się jakieś grubsze ziarenko, no bywa. Kruszą
się, owszem, alw bez przesady. Kolorów jest mnóstwo, jednak mi nie do końca
odpowiadają brązy. Jest wiele czerwonawych, albo wpadających w fiolet brązów.
Mimo to kupiłam zestaw tej firmy, zawierający 12 sztuk pasteli w odcieniach
brązu i wiele z nich używam i lubię. Nie są idealne, ale biorąc pod uwagę ich
dostępność, cenę, to jednak rewelacyjne rozwiązanie, tym bardziej, że firma
rozwiązała w końcu problem ze zbyt mocnym klejem na sztyfcie. Obecnie używają
foliowej naklejki, perforowanej w kilku miejscach, więc łatwo je wydobyć z
opakowania bez zniszczenia.
Talens Rembrandt Portrait Selection 30
Stosunkowo drogi komplet ok. 160 zł, o bardzo przyjemnej
gamie barwnej. Biel i czerń znakomitej jakości. Pastele są nieco bardziej
miękkie od K-i-N, drobniej mielone i pigmentacja jest nieco lepsza. Mają
szeroki wybór kolorów przy zakupie na sztuki i są to kolory naprawdę miłe dla
oka. Papierek nie przylega zbyt mocno do sztyftu, kruszą się, ale w niewielkim
stopniu, raczej nie osypują i przylegają dobrze do papieru. Mimo, że są
polecane jako jedne z lepszych, wydaje mi się, że to okrojona opinia, powinno
być „jedne z lepszych, łatwo dostępnych w Polsce pasteli suchych”. Odnoszę też
wrażenie, że cena nie do końca jest adekwatna do jakości. Wg mnie są lepsze od
K-i-N, ale jeśli 36 sztuk K-iN kosztuje nieco ponad 50zł, a 30 sztuk
Rembrandtów ok.160 zł, to porównując ich jakość najrozsądniej gdyby ich cena
nie przekraczała 100zł za ten zestaw. Niemniej jednak polecam, jeśli ktoś ma
ochotę wydać taką kwotę, na pewno będzie zadowolony. Ja dostałam je w prezencie,
lubię je, jednak mając 160zł do wydania na pastele na pewno dokonałabym
rozsądniejszego zakupu ;)
Winsor&Newton
Wyższa półka pasteli, cena wyższa (ponad 200zł za 36 sztuk).
Jak widzę trudno je dostać na sztuki, więc mam to szczęście, że mogę je kupić
stacjonarnie u siebie. Cena to 6-7zł za sztukę, czyli stosunkowo dużo. Co za tą
kwotę mamy? Wspaniałe, wyraziste barwy, miękką konsystencję- niemal aksamitną, doskonałą
pigmentację. Mają wady? Mają, cena, ale rozumiem, to jest jedna z lepszych
firm, ale przez swoją aksamitność i niespotykane krycie są mało wydajne. No i
niestety z racji miękkości dość mocno się kruszą. Jestem w stanie przymknąć na
te wady oko, bo ślad jaki zostawia sztyft tej firmy wywołuje uśmiech na twarzy J A gama barwna zawiera
i piękne soczyste kolory , jak też przygaszone brązy.
To wszystko w tej chwili, z innymi firmami nie miałam
jeszcze do czynienia, choć chętnie bym wypróbowała pasteli Sennelier, Faber
Castell i Caran D’ache. Nie wiem co będzie moim następnym zakupem, będę musiała
przetrawić temat dłuższy czas.
Podsumowując, jeśli chcemy zacząć i jesteśmy przed zakupem
pasteli, moją radą jest wybór zestawu 24 lub 36 sztuk firmy Kooh-i-Noor lub
lepszej, jeśli mamy większy budżet. Na pewno nie opłaca się kupować czegoś
gorszego i sporo tańszego. Do zestawu możemy dokupić po 3-5 sztuk kilku innych
firm, aby mieć porównanie i w razie rozwoju zabawy w pasję wiedzieć w którą
stronę podążać.
Jeżeli chodzi o portrety zwierząt niezbędne będą pastele w
kredce, ale o nich będzie osobny post.
niedziela, 4 stycznia 2015
Rysowanie na czarnym papierze
Bardzo lubię używać
czarnego papieru czy to wykonując rysunek białą kredką czy w malarstwie
pastelowym. W wielu przypadkach możemy uzyskać ciekawe efekty, kiedy sylwetka
portretowanego obiektu wychodzi z kartki.
Czarne tło służy mi gdy nakładam pastele na cały obszar
obejmujący modela lub w przypadku
jedynie zarysu. Zazwyczaj takie rysowanie jest bardzo przyjemne i dość proste,
jednak zrobić później zdjęcie pracy- to jest prawdziwy koszmar, szczególnie
przy pogodzie jesienno-zimowej i braku słońca.
Aparat zawsze zjada kolory i nie oddaje całego uroku
skończonego obrazka, a w przypadku czarnego tła mogą dochodzić jeszcze problemy
z ostrością, wydobyciem delikatnie zaznaczonych szczegółów. Zdecydowanie powinnam
zainwestować w lepszy aparat ;)
Poniżej kilka przykładów wykorzystania czarnego papieru w
moich pracach:
Zakończyłam ostatnio pracę nad portretem holenderskiego
konia gorącokrwistego. Korzystałam ze zdjęcia Patrycji Makowskiej https://www.facebook.com/makowska.konie?fref=ts
Do wykonania pracy użyłam pasteli w kredce firmy Derwent
oraz Kooh-i-Noor, białych kredek- Derwent Coloursoft oraz Progresso K-i-N,
sepii w kredce, gumki chlebowej oraz płaskiego syntetycznego pędzelka. Wykorzystany papier to Canson Mi-teintes.
Pierwszym krokiem było naszkicowanie portretu na zwykłej
białej kartce, kiedy najważniejsze elementy i kontur były gotowe, przeniosłam
je na docelowy papier. Robię tak w przypadku rysowania na czarnym papierze,
ponieważ na dobrą sprawę zmazywanie błędnych linii, usuwanie paprochów i
rozmazanego pigmentu zajęłoby mi więcej czasu niż opisane działanie.
Otrzymujemy po prostu czysty szkic, który ma szansę wyglądać o wiele
estetyczniej :)
Następnie naniosłam pastel Derwent w kolorze ultramaryny. Na
fotografii barwa ta ma ogromne znaczenie. Kreskę roztarłam pędzelkiem na
odpowiednim obszarze.
Na górną część szyi naniosłam przygaszony brąz i szarość, w
najbardziej oświetlonym miejscu użyłam białej pasteli w kredce Derwent, a
sierść zaznaczyłam białą kredką Progresso.
Sepia potrzebna była mi do fragmentu nad ganaszem konia,
rozmazałam ją pędzelkiem. Nałożyłam krótkie kreski- sierść na górną część głowy, wstępnie popracowałam nad okolicą oka.
Oko czyli największa przyjemność portretu :) I tu widać
ultramarynę. Czerń użyłam tylko w tym miejscu, gdyż papier został już zbyt
pobrudzony pigmentem pasteli, aby gumka chlebowa dała sobie z tym radę.
Następnie reszta pyska wykonywana tak samo jak pozostałe
elementy- nałożenie koloru głównego, roztarcie, zaznaczenie sierści kredką.
Chrapy, nos dość mocno oświetlone. Wykończenie całości to
chwilka, brakujące światło, wibrysy i właściwie koń gotowy.
Zdjęcie końcowe robiłam ponad dziesięć razy. Nie jestem
zadowolona z efektu, brakuje mnóstwa odcieni brązu, ale to najlepsze co mogłam uzyskać
w tym momencie. Być może spróbuję jeszcze to naprawić, o ile słońce zechce
wyjść zza chmur. Dla mnie najważniejsza była przyjemność tworzenia, a mam nadzieję, że ktoś odnajdzie przyjemność w obejrzeniu zdjęć i przeczytaniu notki :)
piątek, 2 stycznia 2015
Rysowanie oczu konia, psa, kota
Oczy przy rysowaniu portretów realistycznych są bardzo
istotnym elementem. Ich kształt, kolor, odbicie światła, umieśćmy jak
najdokładniej na rysunku, a wtedy rysowany obiekt nabierze życia. Dzięki oczom
możemy oddać smutek, lęk, zaciekawienie i różne inne emocje, co wpływa na
odbiór końcowej pracy. Warto poprzeglądać choć zdjęcia (jeśli nie mamy możliwości zobaczyć w naturze) wystraszonego konia, zainteresowanego dziwnym przedmiotem, przyjrzeć się jak wyglądają oczy kota wypatrującego ptaszka na parapecie, a jak psa czekającego na pełną miskę.
Dziś chciałabym poruszyć kwestie dotyczące rysowania oczu
trzech zwierząt chyba najczęściej przedstawianych w pracach plastycznych. Kształt
gałki ocznej jest kulisty, u psa i kota bardziej okrągły, u konia spłaszczony.
Największe różnice, które zaznaczamy rysując portret któregoś z gatunku to
wielkość i kształt źrenicy. Kot ma źrenicę pionową, w której dooskonale można
zauważyć, że źrenica jest otworem. W zależności od natężenia światła źrenica
kota może być owalna- przy kiepskim oświetleniu lub przybierać postać pionowej
linii gdy światło jest silne. Mam nadzieję, że każdy z czytelników ma
świadomość jak działa oko i dlaczego źrenica ulega rozszerzeniu ;) Ciekawą
sprawą jest wygląd oka konia, którego źrenica jest pozioma, wynika to z tego,
że jako zwierzę roślinożerne uciekające musi mieć zapewnione widzenie
panoramiczne, a m.in. umożliwia je tego typu źrenica. Poziome ułożenie źrenicy
występuje tez u bydła, kóz, danieli itd.
Gatunki, które w tej chwili omawiam łączy bardzo
interesująca właściwość oka- błona odblaskowa zwana też tapetum lucidum,
umiejscowiona za siatkówką. Dzięki tej strukturze światło po przejściu przez
fotoreceptory odbija się od błony i ponownie trafia na pręciki i czopki, co
daje większą wydajność oka i zapewnia widzenie przy niskim natężeniu światła.
Dlatego idąc nocą na łąkę, gdzie pasą się konie możemy zobaczyć w krzakach
paskudnie świecące gałki oczne, a nasz kot zaskakuje nas o zmroku błyszczącymi
ślepiami.
Wracając do portretowania- jeśli korzystamy ze zdjęcia,
pamiętajmy, żeby nie było ono robione z lampą błyskową- zachowanie źrenicy
będzie „nienaturalne”, najlepiej jeśli mamy możliwość trenowania rysowania oczu
z dobrze naświetlonej światłem słonecznym fotografii.
Jeśli dopiero zaczynamy przygodę ze sztuką udoskonalmy najpierw
rysunek oka w ołówku. Operowanie kolorem jest nieco trudniejsze, więc najlepiej
jeśli poczujemy się pewnie z grafitem, dostrzeżemy po wielu próbach nowe
elementy, które należałoby zaznaczyć na naszym rysunku.
Za przykład posłuży mi oko konia. Potrzebujemy spokojnego
konia (lub zdjęcie konia ;)), ze dwa ołówki, którymi wygodnie nam rysować,
kawałek kartki, gumka do mazania. Zawsze patrzę na główne figury geometrsyczne
podczas szkicowania. W tym wypadku mamy elipsę.
Następnie zaznaczamy źrenicę oraz krawędzie powiek.
Wstępnie cieniujemy najciemniejsze miejsca oka. Brzeg gałki
ocznej przy powiece górnej mamy zacieniony, załamanie powieki również. Spójrzmy
dokładnie na zdjęcie i zarysujmy ciemne obszary na swoim szkicu.
Następnie zaznaczamy strukturę tęczówki, kierunek włosków
wokół oka i inne widoczne ważne elementy.
Rysujemy cień rzucany przez rzęsy, możemy rozetrzeć samą
gałkę oka, aby nadać jej gładkości lub delikatnie wycieniować środek bokiem
ołówka.
Używamy gumki, aby rozświetlić oko, zaznaczyć odbijające się
światło i jaśniejsze plamki na tęczówce.
Mój szkic jest mocno ogólny, nie dopracowywałam go, gdyż
chodzi o samo ćwiczenie w rysowaniu narządu wzroku, ale jeśli ktoś ma ochotę
może pobawić się światłocieniem to bardzo zachęcam. W przypadku konia
fantastyczne jest to, że wokół oka mamy gładką skórę, w niektórych miejscach
miękką i bez włosów. Popróbujmy oddać jej strukturę, która stopniowo przechodzi
w delikatnie owłosioną. Najlepiej skupić się nie tylko na oku, ale osadzić je
dobrze w oczodole rysując powieki i
wystające kości. Jeśli rysujemy całą głowę zwierzęcia dobrze jest najpierw
wstępnie zająć się obszarem wokół, a dopiero później przejść do samego oka.
Poniżej przedstawiam jeszcze kocie i psie oko w ołówku,
wykonywane według tych samych zasad jak powyższe oko końskie.
Tu z kolei oczy w kolorze- pastele suche w kredce, czyli
technika, która daje ogromne możliwości przedstawienia oczu zwierząt, efekty
zależą w dużej mierze od papieru (poniżej Canson Mi-teintes), ale łagodne
przejścia i efekt gładkości możemy uzyskać nawet na fakturowanym papierze delikatnie
rozcierając pigment w obszarze oczu. Zwróćmy uwagę na barwę nieba, która często
odbija się w oczach, na kolory jakie występują na tęczówce i wszystkie
szczegóły, jakie jesteśmy zauważyć i przenieść na kartkę.
Zapewne na początku nie będziemy w stanie zadowolić naszych
ambicji, skupimy się na kształcie tak bardzo, że nie zwrócimy uwagi na to, że
należałoby uwzględnić gdzieś jakąś skórę, fałdę czy coś innego. Ćwicząc zapewne
dojdziemy do efektów, z których będziemy dumni. Nic więcej ponadto zrobić nie
można, jedynie patrzeć, rysować, znów patrzeć i użyć innego narzędzia, czasem
przydałoby się założyć okulary ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)