poniedziałek, 23 marca 2015

Pastele w kredce- Derwent kontra Gioconda

Dziś kilka słów o najpopularniejszych w Polsce pastelach oprawianych w drewnie. Wolałabym, aby post był bardziej obszerny i przedstawiał porównanie produktu wielu firm, jednak zawsze mam dylemat- zakupić w sklepie internetowym nowe pastele w kredce, skoro mam jeszcze mnóstwo starych, czy wypełnić poprzedni plan. Zawsze decyduję się na nieco inne rzeczy, głównie ze względów praktycznych. Więc korzystam z pasteli firm Derwent i Koh-i-Noor.
Nie do końca rozumiem. dlaczego nasz kraj skupia się w tej kwestii jedynie na produktach tych dwóch firm. Zakładam, że można znaleźć coś nieco bardziej optymalnego ceną i jakością, choć pewna być nie mogę. Pojedyncze sklepy internetowe (nie mówię o stacjonarnych sklepach, bo niestety oba plastyczne sklepy w moim mieście oferują tylko i wyłącznie pastele w kredce Derwent) sprzedają kredki Cretacolor, Conte, niestety ani jeden nie oferuje pasteli Faber Castell na sztuki (jeśli ktoś kiedyś znajdzie, proszę o namiary). Ja niestety często czuję się postawiona pod ścianą i już nie szukam rozwiązań, tylko sięgam po najłatwiejszą opcję- kupuję po kilka sztuk brakujących kolorów przy okazji zakupów stacjonarnych, albo dokładam do zamówienia pastele Gioconda.
Zapewne, gdy spełnię swoje najbliższe marzenia, jeśli chodzi o przybory rysunkowe i malarskie, wrócę do tematu poszukiwań pasteli idealnych i pierwszym celem będzie zestaw firmy Faber Castell :)
Obecnie posiadam po kilkanaście sztuk pasteli obu producentów, dłużej używam tych Derwentu. Kolory, jakimi dysponuję to zazwyczaj ziemiste odcienie, brązy, szarości, to jasne, ze względu na tematykę, jaka przeważa w moich pracach. Pastele w kredce służą mi do szczegółów pracy, bardzo rzadko wykonuję większy obszar tylko i wyłącznie przy ich pomocy. 

Pastele w kredce Koh-i-Noor Gionda


Lakierowane bezbarwnie, z informacją o producencie, produkcie, kolorze oraz numerze, końcówka w rzeczywistym kolorze kredki. Dostępne w gamie 48 barw  pojedynczo lub w zestawach 24 lub 48 sztuk. Rdzeń nie jest zbyt gruby, ma średnicę 3,8 mm. 

Derwent Pastel Pencil


Czerwone, lakierowane lub nie kredki o średnicy rdzenia 5 mm. Końcówka w rzeczywistym kolorze, zawierają czytelne informacje o producencie, produkcie, kolorze oraz numerze. Derwent oferuje 72 barwy i można w tej gamie znaleźć naprawdę miłe dla oka odcieni. Zestawy są mocno zróżnicowane, można zakupić 6, 12, 24, 36, 48, 72 sztuki, a także specjalny zestaw w odcieniach skóry.

Myślę, że taka ogólna tabelka jest dość czytelna i wniesie wiele istotnych informacji.


Gioconda
Derwent
cena
ok. 2zł
ok. 4,5zł
grubość rdzenia
3,8 mm
5 mm
gama kolorystyczna
48 kolorów
72 kolory
oprawa
drewno zróżnicowanej jakości, bywa twarde i trudne do ostrzenia nawet nożem
drewno raczej uśrednionej jakości, najczęściej miękkie i łatwe do ostrzenia
pigmentacja
dobra i średnia
dobra i średnia
konsystencja
kruche, twarde
kruche, miękkie
wypełnienie kredki rdzeniem
końcówka niewypełniona rdzeniem (ok. 2 cm)
całkowite
wytrzymałość na uszkodzenia
raczej odporne
raczej odporne


Podsumowując, angielska firma oferuje nam produkt nieco lepszej jakości, choć nie jest idealny, myślę, że cena jest adekwatna do produktu. Na pewno absurdem i niemiłym zaskoczeniem jest to, że firma Koh-i-Noor przygotowała dla nas niespodziankę w postaci pustej, wydrążonej dziury na końcu kredki. Przy pierwszej wykończonej pasteli myślałam, że może to po prostu pojedyncza sytuacja, ot czasem się zdarza, ale niestety takie oszustwo jest co najmniej niemiłe. Co zrobić gdy szukamy pasteli idealnych dla siebie? Szukajmy albo poza krajem (nie daję gwarancji, że inne dostępne poza granicą będą spełniały nasze oszukiwania), albo pogódźmy się z tym, że nie ma ideałów. Można swoje potrzeby zaspokoić stosując kombinację kilku producentów. Po kilka kredek wielu firm na pewno jest w stanie ucieszyć nawet wybrednego użytkownika.
A na koniec mały bonus- rzeczywiste porównanie bieli i czerni oferowanej przez Derwent oraz Gioconda:



Mam nadzieję, że post okazał się pomocny dla wielu z Was.



piątek, 13 marca 2015

Cieniowanie. Jak cieniować? Sposoby i porady.

Cieniowanie jest to zapełnianie medium rysunkowym (ołówek, grafit, węgiel, kredka rysunkowa) powierzchni podłoża, zgodnie ze światłocieniem, jaki określa dany obiekt. Cieniowanie w rysunku ma za zadanie odzwierciedlić przestrzenność form.
Jeśli mamy chęć rysować realistycznie, warto zapoznać się z pewnymi zasadami, które obowiązują w rysunku. Jednak tak naprawdę praktyczne ćwiczenia i wypracowanie własnego sposobu na zadowalające nas efekty i rozwiązywanie problemów są najistotniejsze. Na pewno wielu z Was podczas nauki napotkało mnóstwo praktycznych rad.
Nie rozmazujemy kreski- mówi jedna z nich. Hmmm ja się z tym zarówno zgadzam jak i nie zgadzam. Właściwie nie ma kto nam zabronić stosowania rozmazywania ołówka (chyba, że się mylę). Być może to, co chcemy osiągnąć, upragniony wynik końcowy jest osiągalny tylko dzięki temu? Jeśli uczymy się lub bawimy rysunkiem, czemu mamy nie próbować tego tak mocno zakazanego działania? Faktycznie, jeśli cała praca plastyczna będzie opierać się na rozmazanych plamach z grafitu ołówka, ograniczonych obrysem ze szkicu, to osiągniemy efekt zabrudzonego i mocno nieestetycznego obrazka. Ja rozcieram ołówek, jak to robię opiszę poniżej.
Nacisk- od siły nacisku ołówka zależy czy zostawimy na kartce mocny, widoczny i ostry ślad, czy będzie on miękki, delikatny i ledwie widoczny. Ćwiczenia polegające na zmniejszaniu i zwiększaniu nacisku ołówka są bardzo cenne. Warto przetestować jak ołówki różnej miękkości zachowują się pod działaniem naszej ręki. Pamiętajmy, że bardzo silny nacisk może spowodować odgniecenia w papierze, jego sfalowanie, a nawet zniszczenie.
Kąt nachylenia- trzymanie twardego, dobrze zaostrzonego ołówka poziomo spowoduje, że zostawimy mocną, ciężko zaznaczoną kreskę. Miękki ołówek trzymany blisko kartki pod niewielkim kątem zostawi płynniejszy ślad. Tu także dobrze poćwiczyć, popróbować różnych sposobów na stawianie kresek z zastosowaniem różnych kątów.
Warstwy- rzadko zdarza się, że nakładamy jedną warstwę grafitu. Najczęściej cieniowanie zaczynamy od delikatnej kreski ołówkiem średnim bądź twardym. Stopniowo nanosimy każdą kolejną warstwę grafitu, w celu otrzymania optymalnego cienia. Jest to bardzo cenna umiejętność, choć wymaga sporej wyobraźni i umiejętności planowania. Warstwowe traktowanie rysunku pozwala w pewnym stopniu na ograniczenie błędów i ułatwia ewentualne poprawki.
Wybór materiałów- zależy tylko i wyłącznie od osobistych preferencji. Ja najczęściej wybieram ołówki Kooh-i-Noor, bo są zwyczajnie normalne. Na pewno nie idealne, ale wyśrodkowane jakościowo. Derwent kompletnie mi nie leży z powodu śliskości grafitu, Faber-Castell cóż, nie umiem określić co mi w nich jest nie tak, ale mając do dyspozycji zwyczajne ołówki K-i-N po prostu da się rysować.  Być może to też lata przyzwyczajenia ;) Jeśli komuś odpowiada co innego, to akurat powinno pozostawać bez oceny. Pamiętajmy, że przy rysunku materiały to nie tylko ołówki. Papier, gumki (chlebowa i zwykła), temperówka, być może ktoś potrzebuje ekierki, linijki, albo nie może obejść się bez białego żelopisu. Każdy z nas ma odmienne zamierzenia i opinie. Wybierajmy to, co jest dla nas wygodne i jest w stanie zaspokoić nasze potrzeby.


Różne ołówki i ślad, jaki mogą zostawić:



Błędy popełniane podczas cieniowania:
-pozostawianie zbyt mocnego konturu-szkicu
-niestaranność w nakładaniu warstw
-opieranie rysunku wyłącznie na rozmazywaniu grafitu
-zbyt mocne dociskanie ołówka
-za słaby kontrast, za małe zróżnicowanie światłocienia (nie stosujemy jednego lub dwóch ołówków, warto wybrać kilka miękkości np. co drugi i urozmaicać nacisk narzędzia)

Faktura rysowanego obiektu
Nie zapomnijmy jak istotna jest obserwacja :) Co rysujemy? Inne cieniowanie powinniśmy zastosować przy rysowaniu sierści spaniela, inne przy ptasich piórach, a jeszcze inne przy metalowym dzbanuszku. Jeśli chcemy rysować realistycznie, powinniśmy przyglądać się obiektowi i nakładać pięć warstw grafitu, kreska przy kresce, albo nałożyć kilka kropek. Wszystko zależy od tego, co chcemy osiągnąć. Na pewno po długich ćwiczeniach każdy jest w stanie robić to intuicyjnie i automatycznie.

Jak ja cieniuję?
Mój rysunek zaczyna się od szkicu (np. wpis o rysowaniu wilka), następnie najczęściej skupiam się na cieniowaniu tła, jeśli jest ono przeze mnie uwzględnione. W tle stosuję kreskę przy kresce, kreski krzyżujące się, a nieraz zwyczajnie rozcieram grafit.
Tu tło wykonane przy użyciu krzyżujących się linii:



 Najlepsza zabawa z ołówkiem następuje od lewej strony (jestem praworęczna). Zazwyczaj nie zaczynam cieniowania w kilku miejscach papieru, gdyż mimo zabezpieczeń łatwo uszkodzić rysunek. W zależności od długości sierści, jej struktury wybieram odpowiedni ołówek- najczęściej B, 2B, po czym większą powierzchnię rozmazuję równomiernie ręcznikiem papierowy. Takie rozmazywanie traktuję jako bazę, omijam najjaśniejsze miejsca, pośrednie wyciągam gumką do mazania. 
Tu mamy delikatnie roztarty grafit oraz nałożone krótkie kreski imitujące sierść niedźwiedzi:


Na bazę nakładam twardszy ołówek (HB lub B, często automatyczny) i używam kresek znajdujących się blisko siebie. Są one krótkie lub długie, wszystko zależy od tego co rysuję i na co kładę nacisk. 
Miękka i delikatna sierść kota rasy Maine Coon wykonana za pomocą roztartego grafitu i kilku warstw różnych ołówków:



Krótka i błyszcząca sierść konia gorącokrwistego (baza z ołówka automatycznego B, nałożona warstwa ołówka nr 2 i 4 B):



Następnie zazwyczaj wymazuję jaśniejsze miejsca, po czym nakładam grafit miękkiego ołówka (4B  lub 6B). W swoich rysunkach stosuję ołówki B, 2B, 4B, 6B, automatyczny 2B, ostatnio także akwarelowy, czasem mocno zacieniowane miejsca zaznaczam ołówkiem 8B.
To raczej wszystko na temat. Dla każdego, kto uczy się dobrego cieniowania nie ma lepszej porady od ćwiczeń i obserwacji :) Niestety, ale to godziny spędzone z ołówkiem czy innym narzędziem uczynią naszą pracę lepszą. Dobrze, że takie ćwiczenia są bardzo przyjemne.


poniedziałek, 2 marca 2015

O malarstwie akwarelowym

Chciałabym dziś poruszyć kwestię malarstwa akwarelowego. W moim życiu, ponieważ brak mi jeszcze doświadczenia, aby udzielać rad, przedstawię własne spostrzeżenia na temat techniki akwarelowej i informacje, z jakimi zetknęłam się w czasie swoich działań.
Pierwsze akwarele zakupiłam w styczniu :) To było moim marzeniem od dawna, najpierw podziwiałam akwarelistów, później mówiłam, że to nie dla mnie, że za trudne, że czasu brak. Ale czytałam na forach o pędzlach, o płynach maskujących i samych farbach. Zaczęłam oglądać filmy o tej tematyce, czytałam o zastosowaniu soli, alkoholu itd. No i przyszedł moment, że zrobiło się więcej miejsca, akurat na papier akwarelowy i gotowe akwarele ;) Skończył mi się welurowy papier do pasteli, zerknęłam na konto sprzedawcy, czy ma do zaoferowania jakieś niedrogie farby, więc przy okazji innych zakupów, nabyłam mały komplecik 12 półkostek Cotman W&N. Z jednej strony zaufanie do firmy, która mimo nieprofesjonalnej linii może zaoferować dobrą jakość, z drugiej strony cena, która była dla mnie mocno istotna, gdyż byłam przekonana, że akwarela jest tak trudna, że ja nie dam sobie z nią rady. Szkoda byłoby trzymać na półce pudełko warte 200zł i na nie patrzeć, ale już te 45zł można wydać i być może być zadowolonym.
Moje stanowisko jest trudne do określenia. Te konkretne farby na pewno są dobre na początek, ale nie mając porównania do innych, nie jestem w stanie określić w którym miejscu powinny się znaleźć- dobre i tanie, lepsze niż inne, a tańsze, czy dobre, ale da się kupić lepsze w tej cenie :D Jeszcze długa droga przede mną w określaniu jakości akwareli, ale wiem, że to co oferuje firma Winson&Newton w linii Cotman absolutnie nie zniechęciło mnie do malarstwa akwarelowego, zdecydowanie mam apetyt na więcej i dokształcam się w temacie, aby następny zakup mnie zachwycił. Zdaję sobie sprawę, że w końcu wydam lekką ręką minimum 200 zł na farby, ale teraz już wiem, że nie pozwolę im leżeć na półce :)


Kiedy dotarła do mnie przesyłka z farbami i odpakowałam każdą kosteczkę z papierka, kiedy już powzdychałam sobie do nich i odsunęłam obawy, okazało się, że właściwie nie mam czym malować. Kilka pędzelków marnej jakości z kucyka, hmmm namalowałam nimi pierwszą akwarelę, głównie pędzlem 12 z wyginającym się włosiem :D Ale trzeba przyznać, że jednak chłonność tego paskudztwa jest całkiem fajna. Później zakupiłam zestaw polecony mi przez sprzedawcę w stacjonarnym sklepie- jest to 6 syntetycznych pędzli Viva Decor z serii 3000 (http://all4artists.com/gold-synthetic-hair-round-brush-set). Coś namalować nimi się da, jako tako trzymają szpic, są mało chłonne, ale na początek wystarczy. Następny zakup pędzlowy mam już zaplanowany- będzie to duża koza do tła i dwie wiewiórki Kozłowskiego.
Papier wybierałam też w sklepie stacjonarnym. Chciałam zobaczyć i porównać, więc zakupiłam po dużym arkuszu firmy Canson oraz Daler-Rowney. Pierwszy to Canson Fontenay, 300 g/m2 bawełniany, w moim odczuciu fantastyczny, a uzyskane informacje potwierdzają, jest to jeden z lepszych papierów. Drugi to Aquafine 300 g/m2 z teksturą. Jest on wykonany z pulpy drzewnej. Być może, gdybym kupiła tylko ten drugi, uznałabym, że jest ok, ale jednak mogę porównać i niestety Daler-Rowney sprawia wrażenie plastikowego i jestem pewna, że już go nie kupię.
Z racji tego, że nie tylko papier akwarelowy służy do malowania akwarelą, użyłam ostatnio  gruntowanego akrylową szpachlą kartonu malarskiego, zdaje się, że o gramaturze 1600 g/m2 J Od niego oczekuję czegoś innego, oferuje mi to, więc na pewno będę korzystać z tego rozwiązania.
To dopiero początek mojej drogi w akwarelowym świecie, żałuję, że tak późno się odważyłam, ale mówi się trudno, ważne, że skorzystałam z możliwości rozwoju i z wielką radością będę kontynuować swoją podróż w tym kierunku. Poniżej przedstawiam moje akwarelowe prace w chronologicznej kolejności:


Canson Fontenay 28x41 cm


Daler-Rowey Aquafine 25x35 cm


Canson Fontenay 28x41 cm




zagruntowanty karton malarski 25x25 cm