Chciałabym dziś poruszyć kwestię malarstwa akwarelowego. W
moim życiu, ponieważ brak mi jeszcze doświadczenia, aby udzielać rad,
przedstawię własne spostrzeżenia na temat techniki akwarelowej i informacje, z
jakimi zetknęłam się w czasie swoich działań.
Pierwsze akwarele zakupiłam w styczniu :) To było moim marzeniem
od dawna, najpierw podziwiałam akwarelistów, później mówiłam, że to nie dla
mnie, że za trudne, że czasu brak. Ale czytałam na forach o pędzlach, o płynach
maskujących i samych farbach. Zaczęłam oglądać filmy o tej tematyce, czytałam o
zastosowaniu soli, alkoholu itd. No i przyszedł moment, że zrobiło się więcej
miejsca, akurat na papier akwarelowy i gotowe akwarele ;) Skończył mi się
welurowy papier do pasteli, zerknęłam na konto sprzedawcy, czy ma do
zaoferowania jakieś niedrogie farby, więc przy okazji innych zakupów, nabyłam
mały komplecik 12 półkostek Cotman W&N. Z jednej strony zaufanie do firmy,
która mimo nieprofesjonalnej linii może zaoferować dobrą jakość, z drugiej
strony cena, która była dla mnie mocno istotna, gdyż byłam przekonana, że
akwarela jest tak trudna, że ja nie dam sobie z nią rady. Szkoda byłoby trzymać
na półce pudełko warte 200zł i na nie patrzeć, ale już te 45zł można wydać i
być może być zadowolonym.
Moje stanowisko jest trudne do określenia. Te konkretne
farby na pewno są dobre na początek, ale nie mając porównania do innych, nie
jestem w stanie określić w którym miejscu powinny się znaleźć- dobre i tanie,
lepsze niż inne, a tańsze, czy dobre, ale da się kupić lepsze w tej cenie :D Jeszcze długa droga przede mną w określaniu
jakości akwareli, ale wiem, że to co oferuje firma Winson&Newton w linii Cotman
absolutnie nie zniechęciło mnie do malarstwa akwarelowego, zdecydowanie mam
apetyt na więcej i dokształcam się w temacie, aby następny zakup mnie
zachwycił. Zdaję sobie sprawę, że w końcu wydam lekką ręką minimum 200 zł na
farby, ale teraz już wiem, że nie pozwolę im leżeć na półce :)
Kiedy dotarła do mnie przesyłka z farbami i odpakowałam
każdą kosteczkę z papierka, kiedy już powzdychałam sobie do nich i odsunęłam
obawy, okazało się, że właściwie nie mam czym malować. Kilka pędzelków marnej
jakości z kucyka, hmmm namalowałam nimi pierwszą akwarelę, głównie pędzlem 12 z
wyginającym się włosiem :D Ale trzeba przyznać, że jednak chłonność tego
paskudztwa jest całkiem fajna. Później zakupiłam zestaw polecony mi przez
sprzedawcę w stacjonarnym sklepie- jest to 6 syntetycznych pędzli Viva Decor z
serii 3000 (http://all4artists.com/gold-synthetic-hair-round-brush-set). Coś namalować nimi się da, jako tako trzymają szpic, są mało
chłonne, ale na początek wystarczy. Następny zakup pędzlowy mam już zaplanowany-
będzie to duża koza do tła i dwie wiewiórki Kozłowskiego.
Papier wybierałam też w sklepie stacjonarnym. Chciałam
zobaczyć i porównać, więc zakupiłam po dużym arkuszu firmy Canson oraz
Daler-Rowney. Pierwszy to Canson Fontenay, 300 g/m2 bawełniany, w moim odczuciu
fantastyczny, a uzyskane informacje potwierdzają, jest to jeden z lepszych
papierów. Drugi to Aquafine 300 g/m2 z teksturą. Jest on wykonany z pulpy
drzewnej. Być może, gdybym kupiła tylko ten drugi, uznałabym, że jest ok, ale
jednak mogę porównać i niestety Daler-Rowney sprawia wrażenie plastikowego i
jestem pewna, że już go nie kupię.
Z racji tego, że nie tylko papier akwarelowy służy do
malowania akwarelą, użyłam ostatnio gruntowanego akrylową szpachlą kartonu malarskiego,
zdaje się, że o gramaturze 1600 g/m2 J
Od niego oczekuję czegoś innego, oferuje mi to, więc na pewno będę korzystać z
tego rozwiązania.
To dopiero początek mojej drogi w akwarelowym świecie,
żałuję, że tak późno się odważyłam, ale mówi się trudno, ważne, że skorzystałam
z możliwości rozwoju i z wielką radością będę kontynuować swoją podróż w tym kierunku.
Poniżej przedstawiam moje akwarelowe prace w chronologicznej kolejności:
Canson Fontenay 28x41 cm
Daler-Rowey Aquafine 25x35 cm
Canson Fontenay 28x41 cm
zagruntowanty karton malarski 25x25 cm
O matko, to coś wspaniałego! Ja z akwarelą nigdy nie umiałem współpracować z dużą ilością wody! A ty robisz to genialnie. Jak na pierwsze koty za płoty to jest megaa i nigdy nie powiedziałbym, że to prace kogoś, kto posiada farbki od stycznia! Na prawdę szok, bo sówka wygląda jak stworzona przez weterana tej techniki - tak samo pierwsza praca! Ja nigdy cmykałki do zwierząt nie miałem - niestety
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że moje prace się podobają. Właściwie owszem, używałam wcześniej akwareli- "szkolnych" ;P Już kiedyś tu na blogu wspomniałam, że lubię się dokształcać, zazwyczaj nie podejmuję spontanicznych decyzji, jeśli chodzi o twórczość artystyczną, choć kiedyś była to tylko sucha teoria. Wolę sobie przeanalizować daną technikę, możliwości swoje i narzędzi, popracować w wyobraźni :) I nigdy nie mów nigdy, bo człowiek jest o tyle wartościową istotą, że chce się doskonalić, iść dalej. To jest fantastyczne w sztuce, że ta droga praktycznie nigdy się nie kończy, więc pędzel w dłoń i do przodu :) Ja jeszcze rok temu nie ruszałam innego zwierzęcia niż koń i innej techniki niż pastel.
UsuńDziękuję za odwiedziny i pozdrawiam :)